Pagina 18 (PL)  B1-2024 PNKV BiuletynOnline.

Samotnie przez Afrykę deel 2

Niesamowite podróże Kazimierza Nowaka

Ciąg dalszy recenzji książki Toma Ysswijna (część 1, B4-2023).

Nowak rozpoczął swoją podróż rowerem przez Saharę. W tym tomie podróżuje przez sawanny, bagna, lasy deszczowe i góry w Sudanie, Kongo, Burundi i Rwandzie.
Podczas podróży przez sawanny zauważa: "Cierń wbija mi się w stopę, a gałąź uderza mnie w twarz i prawie wydłubuje mi oko. Moja twarz krwawi. Jest tak gorąco i sucho, że wydaje się, że sawanna może sama się zapalić".

W pewnym momencie jego kamera zostaje skradziona, zostaje wyrzucony w powietrze przez pułapkę na zwierzęta, prawie tonie w bagnie i kończy w roju szarańczy, przez co czuje się jak w nocy. Kilkakrotnie był przykuty do łóżka na dłuższy czas z powodu malarii i cierpi na chroniczną anemię.

"Ryzykuję życiem, narażam się na tysiące niebezpieczeństw, choroby, niedostatek i ciernie, które rozrywają moje ciało i przebijają opony rowerowe. Ale ta podróż pozwala mi obserwować z bliska życie ludzi i zwierząt w Afryce".

To bezprecedensowe, jak wiele Kazimierz musiał znieść po drodze. Ale jednocześnie chwali przyrodę: "Egzotyczne fioletowe kwiaty kwitną, pstrokate ptaki świergoczą setkami w tym samym czasie, a motyle gnieżdżą się na mojej kierownicy i pocieszają mnie swoimi tęczowymi skrzydłami". Kilka razy lokalni mieszkańcy próbowali odwieść go od planu podróży, ale "... jestem uparty z natury. Kiedy już się na coś zdecyduję, nie można mnie odwieść od mojego pomysłu, nawet jeśli jest to szalony plan".

I z pewną dozą autoironii pisze: "W Afryce nieustannie dzwoni mi w uszach - równie dobrze mógłbym być w Rzymie w Niedzielę Wielkanocną!". Czy był to efekt uboczny gorzkiej chininy, od której zaczynały się i kończyły moje dni?". Ale też bez zbędnych ceregieli: "Tęsknię za polską kolędą (...) Ogarnia mnie głęboka samotność, gardło się zaciska, a oczy napełniają łzami".

Regularnie dopadają go choroby, tropikalne deszcze i liczne owady. Ukąszenie owada kimputu powoduje u niego niebezpieczną gorączkę, a mabata, który przypomina kleszcza, "ucztuje na ludzkim mięsie".

Dwie włócznie, z których jedna wspierała jego rower na skośnym "dachu namiotu", uratowały mu życie, gdy został zaatakowany przez lwa. Początkowo utrzymywał swój rower w pozycji pionowej, a drugą włócznią zaatakował zwierzę: "Przy świetle zapałki wpatruję się w majestatycznego olbrzyma przede mną w całej jego okazałości. Jego głowa jest ogromna, a otwarte szczęki odsłaniają wielkie, ostre kły. Włócznia ratująca życie wbiła się głęboko w boki bestii i jest trudna do usunięcia. (...) Druga włócznia utknęła w brzuchu zwierzęcia, więc lew musiał skoczyć bardzo wysoko podczas ataku".

W Sudanie "bagna są często tak głębokie, że muszę pływać z ciężkim tobołkiem w jednej ręce i włócznią między zębami. Od czasu do czasu widzę przerażające gady leżące nieruchomo na brzegu. Czasami tylko kilka metrów dzieli mnie od ostrych jak brzytwa zębów potężnych, nieruchomych krokodyli". Niedługo później, w lesie deszczowym, prawie przejeżdża przez czterometrowego pytona, który leży nadęty przez zwierzę, które zostało pożarte krótko wcześniej Innym razem grupa hipopotamów wykonuje szarżę na jego namiot około północy. Leży tam w świetle swojej latarki elektrycznej, której baterie wyczerpały się wkrótce potem, podczas gdy hipopotamy nadal pasą się u jego stóp i ryczą ogłuszająco. Atakuje go również stado dzików. Trafia jedną z macior, która atakuje go, a kule rozrywają klatkę piersiową zwierzęcia na kawałki. Patrzę na potężne kły i dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że uniknąłem tragedii".

I wtedy następuje to, co nieuniknione. Mój wierny i nieodłączny towarzysz składa rezygnację po tylu latach. "Przejechałem rowerem całą Afrykę, ale teraz już nie będzie mi towarzyszył....".

Następnie przez długi czas podróżuje przez pustynne obszary na dromaderze w drodze powrotnej: "Na powitanie Ueli próbuje gryźć i pluć na moje plecy". Tuaregowie znaleźli na to lekarstwo: w momencie, gdy zwierzę pluje, wrzucają mu do pyska piasek, co jest bardzo "skuteczną" metodą. Czasami Novak spogląda nostalgicznie wstecz, gloryfikując czas spędzony razem ze swoim rowerem bez narzekań ze strony przewodnika lub ryku spragnionego dromadera: "Nie potrzebował jedzenia ani picia - tylko opony wymagały konserwacji".

Dojeżdżając do końca swojej podróży, pisze: "Po dotarciu do celu wydaje się to bardziej karą niż ukoronowaniem. Będę musiał zrezygnować z mojej bezgranicznej wolności z ostatnich pięciu lat (...). Znów będę musiał żyć między czterema ścianami i nocami wpatrywać się w niskie sufity zamiast w niezgłębione rozgwieżdżone niebo nad pustkowiem".

W sumie Novak przejechał około 40 000 kilometrów. Książka, wraz z wyborem tekstów opracowanych przez Ysewijna, jest świetnym dodatkiem do literatury podróżniczej. Z polskiej perspektywy oferuje odświeżające i jednocześnie wstydliwe spojrzenie na kolonializm, daje bardzo udany wgląd w osobę Nowaka, lata podróży i Afrykę sprzed niemal wieku. To, co Nowak ma wspólnego z Ysewijnem: obaj ogłosili rower ostatecznym środkiem transportu: podobnie Ysewijn podróżuje na rowerze, ale przez europejską wieś i stamtąd relacjonuje życie na peryferiach.

To niesamowite, że przeżył swoją podróż i wielokrotnie zastanawiamy się, dlaczego jej nie przerwał, granicząc z masochizmem, a nawet "tropikalnym szaleństwem", gdy "wbrew swojej lepszej ocenie i wielokrotnie wycieńczony do kości" dręczy siebie i swoje ciało. Nic dziwnego, że umiera rok po powrocie w wieku 40 lat.

Historie Novaka przypominają mi jego holenderskiego odpowiednika, dr Paula Juliena. Podobnie jak on, był upartym, wytrwałym Einzelgängerem. Julien nie był dziennikarzem, ale nauczycielem, który w wakacje podróżował do Afryki. I nie podróżował po całym kontynencie, ale był szczególnie zainteresowany pigmejami i relacjonował je w rozmowach radiowych, nadawanych przez KRO w niedzielne wieczory. Beznamiętne stało się motto: "Kiedy doktor Paul mówi, trzymaj gębę na kłódkę". (Później napisał również cztery książki o swoich podróżach). Miał obsesję na punkcie pigmejów z powodu błędu w druku. Przeczytał, że w Afryce żyli ludzie o wzroście około 30 centymetrów (powinno być 1,30 metra). Zahipnotyzowany tym cudownym zjawiskiem, udał się tam. Przeprowadził tam badania genetyczne, które obejmowały pomiary i badania krwi, gałąź antropologii, która była wówczas w modzie, ale później w dużej mierze zaginęła.

Miałem szczęście przeprowadzić wywiad z tym "doktorem" w 1997 roku, miał wtedy 96 lat, w swoim domu w Wassenaar. Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, było to, że on sam był bardzo mały, najwyżej 1,60 m. Poza tym jego willa nie zmieniła się od 30 lat (wciąż przewody elektryczne owinięte bawełną) i była pełna mieszanki katolickich posągów i afrykańskich rzeźb. Co więcej, było bardzo ciemno, jakby przeniósł ciemność dżungli na zimną północ. Było popołudnie. Dr Paul palił grube cygaro i pił szklankę ginu z kilkoma kroplami angostury, ziołowego bittersa. To, co również czyniło go niezwykłym podróżnikiem, to fakt, że oprócz swoich badań, zawsze zabierał ze sobą aparat fotograficzny, statyw i duże, kruche szklane negatywy, za pomocą których uwieczniał swoje podróże i pigmejów "na filmie".

W przeciwieństwie do prawdziwego "Einzelgängera" Nowaka, kilka dekad później Julien zawsze podróżował z karawaną kilkudziesięciu tragarzy do celu, co ma swoje zalety, ale także wady, których nie należy lekceważyć. Podobieństwo między nimi polega na tym, że obaj piszą w taki sposób, że jesteś transportowany z nimi w upał i tak odmienną naturę, a dzięki ich zaraźliwemu stylowi narracji jesteś wtajemniczony w zupełnie inną kulturę i społeczeństwo.

Samotnie przez Afrykę; sensacyjna podróż Kazimierza Nowaka (1931-1936),
Tom Ysewijn, 2023, Wydawca Sterck & De Vreese, www.sterckendevreese.nl,
320 stron, 27,50 €, ISBN 9789056159566

- - -